Piłkarze Arsenalu w sobotę 16 lutego przegrali z Blackburn 0:1 i pożegnali się w ten sposób z rozgrywkami Pucharu Anglii. Na całe "szczęście" większość z polskich kibiców nie oglądała tego meczu, bo żadna polskojęzyczna telewizja nie transmituje meczów Pucharu Anglii.
Co oznacza ta przegrana dla Arsenalu, a przede wszystkim dla Arsene Wengera? Dla Arsenalu to ósmy kolejny sezon bez żadnego trofeum na angielskich boiskach. Dla Arsene Wengera to chyba już koniec piłkarskiej przygody z Londynem, która miała swój początek w 1996 roku.
Arsene Wenger jest sympatycznym gościem i sympatia kibiców w połączeniu z pamięcią o chwilach dawnej chwały pozwalała bossowi trwać na stanowisku. Jednak kibice na Emirates Stadium płacą najdrożej za bilety w całej Premier League, a stadion jest zawsze pełny, więc tym kibicom coś się należy. Pewnie zadowoliłby ich nawet Puchar Anglii, a tu taka wtopa. Po meczu praktycznie cała piłkarska prasa i kibice na forach koncentrowali się na Wengerze, w nim upatrując przyczyn "upadku" Arsenalu.
"Miarka się przebrała, Wenger na wylocie?"
Wenger to jeden z najlepszych trenerów na świecie i co do tego nie mam większych wątpliwości. Jednak jego polityka budowania drużyny w oparciu o "szlifowanie" młodych talentów poniosła fiasko. Co z tego, że budował drużynę, jak po gotowe przychodzili Mancini i Ferguson. Wenger nie godził się na olbrzymie gaże i piłkarze odchodzili. Jego praca w Arsenalu przypomina syzyfową pracę. Co zbudował drużynę, to za chwilę odchodzili najlepsi zawodnicy i drużyna była w rozsypce. I taka drużyna przegrała w sobotę z przeciętnym Blackburn.
Czy Wenger nie poszedł za duchem czasu, czy też jest jedynym normalnym w tym płacowym wariatkowie?
Podobno na jego miejsce czeka menedżer Evertonu David Moyes, któremu kończy się kontrakt z Evertonem. Moyes zwleka z podpisaniem nowego kontraktu, więc może być w tym dużo prawdy.
Wengera może uratować jeszcze zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Trudno jednak uwierzyć, że pokonają Bayern Monachium, gdy nie dają już rady przeciętniakom z Championship.
Raczej nie pożegna się z Arsenalem, bo jest tam udziałowcem. Ale napisałem raczej...
OdpowiedzUsuńWenger nie jest udziałowcem Arsenalu. Klubem rządzą Kroeke i Usmanow. Znalazłem takie zdanie o Wengerze, które wypowiedział Usmaow "Największym sukcesem Arsene Wengera jest stworzenie dwóch drużyn. Jedna z nich to kluczowi piłkarze naszych rywali, a druga walczy o upragnione trofea dla Arsenalu."
UsuńOstatnio gdzieś czytałem na blogu lub jakimś portalu, ale może nie doczytałem artykułu do końca lub źle zrozumiałem. Myślałem, że jest mniejszościowym udziałowcem (takim zupełnie mikro), większościowym jest Stan Kroenke. Usmanow posiada mniejszy pakiet udziałów (blisko 30%). Jednak chce zwiększyć swe wpływy w Arsenalu.
UsuńLiczę na Poldiego. Zrobi wszystko, aby pokazać, że się na nim w Bayernie nie poznali. Pytanie, czy pomogą mu koledzy z Arsenalu? Gdyby ograli Bayern, to Wenger wróci do łask.
OdpowiedzUsuńGwóźdź do trumny to defensywa. Lekkomyślność obrońców Arsenalu aż przyprawia o ból głowy. Oczywiście później najlepiej zwalić wszystko na młodego bramkarza, wychowanka. Z Arsenalu Londyn tylko Szczęsny może zostać dziś gwiazdą. Jeśli nie Polak, to na pewno ktoś z Bayernu Monachium.
OdpowiedzUsuń